Wnętrza, które będzie włoskie bez armaniego i minottiego, ktore bedzie wiejskie bez bycia rustykalnym, które będzie szanowało tradycję i wiek domu bez bycia staroświeckim, które wsadzi kij w forumowe mrowisko :-)

Czyli ze zbieraniną mebli, niekoniecznie nowych i niekoniecznie odrestaurowanych (E bay i targi staroci)

Czyli z kuchnią z otwartymi szafkami. Z racji braku miejsca i szerokości z szafkami w stylu rusztowanie (M1 z Monachium) i z kamiennym blatem (kamieniarz z Rieti)

Czyli z minimalistyczną łazienką bez gadżetów i kabin prysznicowych ze szkłem

Czyli z kuchnią, spiżarnią i czytelnią na pierwszym piętrze; z łazienką, sypialnią i moim studiem na drugim.

Uwaga: parter tymczasowo nietknięty pomysłami z racji braku pomysłów i pieniędzy
Suzie, tłumaczka, mieszka w Poggio San Lorenzo, czyli w Sabina. Znaczy się po sąsiedzku. I to ona dała nam namiary na kuzyna architekta, który specjalizuje się w restaurowaniu starych domostw. Od emajla do emaila, dogadaliśmy sie z Francesco architektem. Suzie poleciła mu firme remontową Mario A., też z okolic. W tydzień po emajlu zapoznawczym mamy wycenę remontu 23 tys.
  • wyburzenie ściany w kuchni tudzież przekształcenie łazienki przylegającej do kuchni w spiżarnie
  • elektryka
  • bojler czyli grzejnik do ciepłej wody i centralnego
  • tynkowanie, malowanie
  • zrobienie łazienki na 2. pietrze
  • podreperowanie balkonu na tyle, żeby kawały tynku nie sypały się przechodniom na głowy
  • i połatanie dachu, czyli wymiana zniszczonych dachówek
Nadzór budowlany: 2 tys.

Jedziemy za tydzień podpisać umowę i zapłacić 10% czegoś co się chyba wadium nazywa. Następne 20% do zapłacenia w dniu rozpoczęcia robót, 50% na półmetku i 20% na koniec.
zrobiona przez firme budowlana z Casaprota. Że elektryka i bojler będzie do zrobienia wiedzieliśmy; teraz dopowiedziano resztę:
wymiana dachu-30 tysięcy ( w tym rusztowanie za 6)
ogrzewanie 10k
burzenie ściany w kuchni i zrobienie łazienki następne 20K
nowy tynk na balkonie 5K
nadzór budowlany prawie 20K
plus podatek 21%
ale za to wypolerują nam podłogę i zrobią spadziste sufity w sypialniach.

Sufitów spadzistych w sypialniach i łazience nie chcemy nawet gdyby było nas nie stać. Nigdy mnie nie kręciły, ale do tego domu to nawet nie będą pasować. Gemetra 20-letni będzie robót doglądał, gdy nawet nie za bardzo wie o co w remoncie chodzi.

Płakać się chce.
Chcemy mieć włoskie konto, bo rachunki za prąd trzeba jakoś płacić. Idziemy do Monte Paschi dei Siena, banku z tradycjami, stroną internetową i opcją konta internetowego.

Po godzinie kopiowania dokumentów (codice fiscale, paszporty, pozwolenia na pobyt w Niemczech i aktu kupna domu) wiemy już, że dzisiaj konta nie otworzymy. Jesteśmy cudzoziemcami i potrzebna jest zgoda centrali na piśmie. Obiecujemy wrócić w grudniu żeby zakończyć formalności.
otwarta. Bruno, ślusarz, przyjechał z piłą i nowym zamkiem. Cantina jest większa (i brudniejsza) niż nam się wydawało. Ma nawet drugą część, za zakratowaną bramą. Bruno specjalizuje się w metalu. Z przyjemnością zrobi nam eleganckie okna i drzwi w aluminium, bo drewno na ogół paczeje i nic dobrego z niego nie wychodzi. Obiecujemy się z nim skontaktować, gdy zdecydujemy się na wymianę okien.
ciąg dalszy sprzątania głównych brudów. Pomazane przeze mnie okna straszą, ale reszta, sprzątana przez Anielkę, wygląda porządnie i prawie reprezentacyjnie,jeśli tak można określić pomieszczenia wyklejone różową tapetą, odklejającą się tu i ówdzie. Próbujemy umówić się ze ślusarzem z Poggio Moiano, ale jego małżonka nie jest w stanie zrozumieć że nie rozumiem jej narracji w stylu skrzynkowym nadawanej z prędkościa telegrafu. W końcu jednak udaje się nam ustalić, ze ślusarza nie ma w domu, ale możemy podjechać do nich i i wytlumaczyć o co nam chodzi.

Leje. Jesteśmy zmoknięci, przemarznięci i mamy dosyc. Pani ślusarzowa częstuje nas kawą i makaronem. Mamy okazję posluchać opowieści o kimś, kto mieszkał w Niemczech i któremu przytrafiło się nieszczęście. Opowieść kierowana jest do Hansa, który po włosku potrafi jedynie powiedzieć buon giorno, ale który dyplomatycznie potakuje głową i uśmiecha się ze zrozumieniem. Ja, też niewiele rozumiejąca, od czasu do czasu mamroczę 'poverino/poverina' i kiwam głową między kęsami spaghetti z oliwą i czosnkiem. Ślusarz będzie nam mógł założyć zamek jeśli pogoda będzie nieszczególna. Bo jest pora zbiorów oliwek, a oni mają własny gaj.

Raport z Ginestra: z sufitu na drugim pietrze kapie woda.
od Suzie dowiadujemy się, że każda wieś ma kilka państwowych ujść wody. W Ginestra jest ono przy wjeździe do wsi. Jeszcze inne znaleźliśmy na głównym placu starej cześci wioski, czyli za rogiem od naszego domu. A jeszcze później odkrywam wodopój u podnóża 'naszej' góry.

Czy na blogach można kląć? Jeśli tak to: o kurwa!
wody mieć na razie nie będziemy bo nie zostały zapłacone rachunki za wodę z dwóch poprzednich lat. Możemy zacząć szarpać się z właścielką i Stefano, którzy twierdzili że dom jest czysty, albo zapłacić, złożyć podanie o podłączenie wody i dopiero zacząć się szarpać. Wybieramy opcję dwa. Miła pani w gminie wystawia nam rachunek na 560 euro, który trzeba zapłacić na poczcie. Poczta, dzięki bogu, jest na parterze urzędu gminy. Niestety, nie przyjmują kart kredytowych a my nie mamy wystarczającej sumy w gotówce. Pocztę zamykają o 12:30; jest już 11:30 a najbliższy bankomat w Osteria Nuova, 8 km dalej. Wyścig z czasem wygrany, rachunek zapłacony, podanie o podłączenie przyjęte. Wodę będziemy mieli na początku grudnia. Przy okazji poznajemy pana odpowiedzialnego za nadzór budowlany w gminie. Jest naszym sąsiadem w Ginestra. I od niego dowiadujemy się, ze pani od której odkupiliśmy dom jest sprzedawcą krzakiem, właścielem domu w rzeczywistości byl Stefano z Case di Famiglia.

Hans kupuje 24 butelki San Pellegrino do mycia podłóg. Dzieki niej Anielce udaje się zmyć najgłówniejszy brud i zeskrobać pamiątki po wizytach kotów.
Przyjechaliśmy z pomocniczką żeby posprzątać dom. Ogarniemy sypialnię i łazienkę w dwa dni i, mieszkając pod własnym dachem, będziemy porządkować resztę.

Enel wykazał się punktualnością i dotrzymał zobowiązań. Mamy prąd, ale nie we wszystkich gniazdkach. Nie ma za to wody i mieszkanie jest przeraźliwie zimne. Wracamy więc do hotelu w Rieti. Jutro pojedziemy do urzędu gminy zapytać o wodę. I chyba kupimy grzejnik na parafinę.
Powered by Blogger.