jesteśmy tam, gdzie powinniśmy być: 50 km na wschód od Rzymu, w domu z widokiem na górę Soracte i na Monteleone.

Zdjęcia: Monachium. Data: 20. kwietnia 2011

W styczniu Rieti pokazało wiosenne kolory: od wyblakłego błękitu po wypłowiały atrament, omijając szerokim łukiem chaber, granat i turkus. Na wiosnę ma być niebiesko, błękitnie. Niebiańsko, ale skażone grzechem pierworodnym, czyli popiołem, szarością, zanieczyszczeniem powietrza. Dołączyłam do tłumu: mam buty zamszowe, na wysokich koturnach. W kolorze szarawego indygo. W sam raz na niedzielną procesję we wsi. Pokuta przy wielkanocy musi być: odzwyczajona od obcasów, pewnie wrócę do domu na kolanach.



Wesołych świąt everyone!
piewszy z cyklu emajli informacyjnych. Na miejscu obiecuję przyjrzeć się cenom dokładnie i poinformować. Jak wiesz, z pamięcią u mnie różnie, zwłaszcza po dobrym obiedzie. 


W naszej okolicy miskę b. porządnego makaronu z sosem dostaniesz na 4-6 euro. Lasagna będzie kosztować trochę więcej. Drugie danie (mięso) to nastepne 5-10 euro, przystawka warzywna 2-3 (na przyklad ciccoria), która może byc daniem, gdyż jest jej dużo. Smażą ją na oliwie z peperoncino i czosnkiem. I podają z cytryną do wyciśnięcia.

Butelka wody mineralnej 0,75-1 litr na ogół 1 euro, nigdy nie więcej niż 2. Pizza w naszej ulubionej Del Tiranno (czy Del Tirrano?) kosztuje 5,50-7 euro; przystawki są droższe: zestaw wędlin, serów (łącznie z mozzarellą) i oliwek kosztuje 8 euro od osoby, z tym ze przy okazji dostajesz genialny popłomyk skropiony oliwą z rozmarynem :-) Warto też pytać ich o zupy.

Generalnie rzecz biorąc, poza pizzerią, w której zawsze jest tanio, obiady w restauracjach są tańsze od kolacji. Co nie znaczy, że jest drogo. Na przykład w Santa Chiara (Torricella in Sabina) za kolacyjny zestaw turystyczny (czyli zestaw rybny dla tych, którzy nie mogą się zdecydować czego chcieliby spróbować) płaciliśmy 12 euro od osoby, a jedzenia byly mnóstwo: cała ryba, fritto misto, całe krewetki...I jeśli do tego weźmie się antipasto z baru (nakładasz ile chcesz, wszystko dobre lub bardzo dobre) to wychodzi ci jakies 40 euro za całą kolację na dwoje (bez wina).

W La Ginestra (Ornaro Basso) w niedzielę na obiad podają zestaw terra lub mare, czyli mięso lub owoce morza. Polecam owoce morza; na zakąski nie masz wpływu: dostajesz to co, przygotował kucharz. Ja, przyklad, rozpływalam się nad vongole z ciecierzycą.  Potem spaghetti z sercowkami. A na drugie  ryba (cała;  decydujesz jak chcesz by ją przyrzadzono; wybierasz też gatunek ryby) lub fritto misto. Myśmy za taki posiłek zapłacili ok. 80 euro (trzy osoby, dwa litry wody, kawa, butelka wina).

I jeśli o doskonałych restauracjach mowa: przede wszystkim polecam da Alvero (najbliżej Ginestry, przy rondzie rozjeżdżającym na SS4 czyli Salaria i drogę na Poggio San Lorenzo/Monteleone), zwłaszcza na niedzielny obiad. Ich jagnięcina jest boska! Doskonale przygotowują też pollo alla cacciatora, bez pomidorów, za to z liściem laurowym i octem. W niedzielę mają też doskonały bufet z antipasti. Płacisz bodajże 5 euro, nakładasz ile chcesz: pamiętaj by nałożyć sobie ich oliwek i marynowanych sardynek. Reszta cen: mięso kosztuje jakies 8-10 euro i kilka euro za ziemniaki lub sałatę/ciccorię. Nigdy nie zapłaciliśmy tam więcej niż 35 euro od osoby, ale te 35 to było za całe menu wielkanocne.

No i koniecznie, ale to koniecznie, musisz sprobować makaronów. Da Maria Fontana w Poggio Moiano kroi najlepsze maccheroncini z sosem pomidorowym. Cena 7-8 euro.

Trattoria Lolli w okolicach Piglio.  Koniecznie tagliatelle z ragu. Obłęd. Niebo w gębie. No i miesa z grilla: mówimy tu o grillu opalanym drewnem. Ostrzegam: porcje duże, zwłaszcza jesli zamówi się kurczaka z grilla, to dostaje sie całego kurczaka :-) Niedrogo, trzeba czekać. Ale warto

I jak już opowiadam o cenach: butelka dobrego wina u producenta (Cantina Agricola  Cincinnato) to wydatek 8 euro za czerwone, 4,50 za białe (genialne Nero Buono czyli wino czerwone). W Cantina Sociale w Piglio butelka cesanese kosztuje 3 euro, b. dobrego 5 -8. Nie ma co się szarpać na droższe. Rożnica w cenie nie przekłada się na różnicę w smaku. Jeśli już o cesanese mowa: jechać do La Forma (niedaleko Piglio) do Cantina Giovanni Terenzi. Robią dobre cesanese (nie pamiętam co ile kosztowalo, ale b. dobre były cesanese za 5 i za 10 euro; bardzo przyzwoite -i tanie!- biale wino za 3,50): nie mylić ich z innymi Terenzi, bo Terenzi we wsi jest kilku. Po powrocie (w czerwcu) podam adres.

W Osteria Nuova kupisz wszystko do jedzenia: są dwa supermarkety: Todis i SISA. Brzydsza, ale zdecydowanie lepsza, jest SISA. Mają doskonaly dział rybny; zamknięci w poniedzialek. We wtorki i piątki dostawy. W Osteria jest też sklep z makaronami Pasta all'uovo, gdzie robią doskonale fettucine, tagliatelle. Warto zamówić u nich ravioli ze szpinakiem i ricotta. Zamawiać raczej trzeba, gdyż rozchodzą się jak swieże bułeczki. Na kg wchodzi jakies 18-20 ravioli, cena za kg 10,50. Makarony 5,50 za kg. Warto też spróbować od nich pierożków nadziewanych mięsem: tortellini, ravioli czy agnolotti. Też po 10,50 za kilo.

Mamy w Osteria Nuova dobre delikatesy/sklep mięsny - Fratelli Liberatti. Do nich chodzi sie po prosciutto, kiełbaski do pieczenia/grillowania. W sumie polecam też ich sery, ale tylko w sobotę. Nacięłam się raz kupując ricottę we wtorek. Mają dobre pieczone oliwki na wagę. A przy kontuarze leżą woreczki z miejscowymi wypiekami cukierniczymi. Do tanich nie należą, ale warto spróbować ciasteczek pieczonych z czerwonym winem, amaretti i brutti e buoni (opakowanie - wagi nie znam, ale chyba 150 g - od 3 do 5 euro).

Po mozzarellę jedźcie do Val Santa w okolice Rieti (mają stronę internetową). Oprocz doskonalej mozzarelli warto kupić u nich masło, jogurt (smakuje bosko!, zwłaszcza ten cytrynowy) i mleko (niepasteryzowane, w sam raz na nastawienie własnego jogurtu). Na półkach mają też passata di pomodoro z Abruzji. Jeśli ja wszystkiego nie wykupię w maju, to kupuj ile się da. Passata pachnie i pomidorami i bazylią. Mozzarella kosztuje ok 9-10 euro za kg. Kawalek 1/2 kg obskoczy was obiadowo lub kolacyjnie. Do tego oliwa od Giny, sól gruboziarnista i kawałek chleba.

Najlepszy chleb kupisz w 'naszym' sklepie. Bochenek 1/2 kg (bastoncino) kosztuje 1,25, duży -filone - 2,50. Albo prosisz pana, żeby ci zostawił bochenek, albo musisz zjawić się przed 9 rano

Jeśli zabraknie dla was chleba we wsi, to u Liberatti jest do kupienia chleb (dwa rodzaje: z normalnego pieca lub pieca opalanego drewnem) lub można podjechać do Poggio Moiano: przy trasie wylotowej na Orvinio, po lewej stronie drogi, na skraju placu ze sklepami jest piekarnia (napis jest bodajże nieczytelny) z dobrymi chlebami.

Warzywa przyjeżdżają do wsi: we wtorki i w piątki rano jest Cessidio (gra taneczną muzykę; zjawia się między 9 a 10; zatrzymuje się przy barze, potem podjeżdża do sklepu z chlebem, przejeżdża pod naszymi oknami i parkuje na placu przed pocztą). Oferta ograniczona, ale zawsze b. dobrej jakości. Warzywa i owoce sezonowe. Pamiętaj, żeby prosić go o odori na zupę.

W czwartki po południu przyjeżdża ciężarówka z Rieti. Właściwie to duży sklep warzywny: kupisz tam wszystko. Banany też. Kupuję od nich sałatę: długą, czyli lattuga, i w główce czyli capuccio :-)

Tyle na razie; adresy i e-maile podam po powrocie, czyli 19.czerwca

Zgłodniłaś?? Bo ja bardzo :-D

Całusy, M.
gdybym pisała do samej z siebie z prośbą o informacje na temat miejsc w Lacjum godnych zobaczenia, wysłałabym do siebie następującą odpowiedź: jedź na południe, północ lub wschód, a nie będziesz rozczarowana. Tu masz zdjęcia: wybierz sobie którykolwiek zestaw, na przykład klasztorny: Greccio i przy okazji zajedź do ss. Quirico e Giulitta, S. Salvatore Maggiore. Koniecznie Farfa; zobacz Antrodoco i Monteleone (piękne kościoły). Odwiedź Benedykta z Nursii (Subiaco, Montecassino i Casamari).Zwiedź Fossanova i Valvisciolo (Cystersi), kończąc w Trisulti (Kartuzi). I masz obskoczone najbardziej wpływowe zakony.

Przyjemnej podróży i daj znać jak ci się podobało

Jakkepoes (wym. jakkepus) nie lubi ludzi. Minoes (wym. minus), kiedyś była kotką, więc nadal mówi po kociemu. Tibbe zaś jest dziennikarzem piszącym piękne i niepoczytne historie o kotach i otwierających się pąkach na drzewie. Oprócz tego mamy Kocią Agencję Prasową. Wszystko to wiem z książki, którą przywiózł mi w prezencie z Holandii JC.


Żałuję, że nie znałam tej książki, powiedzmy, 12 lat temu. Muscat miałaby wtedy na imię Minoes. Od wczoraj na Paolę wołamy Jakkepoes, zwłaszcza gdy jest w swoim pyskatym i podejrzliwym nastroju.


Annie M.G. Schmidt Minoes wydawnictwo Querido (Amsterdam - Antwerpen). Wydanie 32!, czyli praktycznie rok w rok, nieprzerwanie do roku 1971.
Minoes przetłumaczono na j. polski jako Minu. Nakład chyba wyczerpany. Nigdzie nie udało mi się jej kupić. A chciałabym...

Czytam płynnie i rozumiem wszystko w książkach dla dzieci w wieku 9+. Jestem z siebie dumna :-)
Zielone czy białe? Bo ja ostatnio wolę zielone. W Belgii jadałam białe; posypane drobno posiekanym jajkiem na twardo i pietruszką. Teraz, pod wpływem włoskich sąsiadów, piekę szparagi w piekarniku, skropione oliwą i przed podaniem posypuję solą i parmezanem. Rzadziej kładę na nie jajko w koszulce i chrzczę cytryną.



Pojawiły się pierwsze szparagi. Proszę więc pamiętać o terpentynie.

I tu wyjaśniam tym, którzy nie trafili na starą notatkę o szparagach, fiołkach i Pellegrino Artusim:

Nieprzyjemny zapach będący wynikiem jedzenia szparagów może być zamieniony w woń fiołków poprzez dodanie kilku kropli terpentyny do nocnika (Pellegrino Artusi La Scienza in cucina e l'arte di mangiare bene)
I tym przyjemnym akcentem otwieramy sezon szparagowy :-D

Wybraliśmy się do Fondi w poszukiwaniu historii, którą rozpoczęli Rzymianie, robiąc na terenie obecnego miasta bazę wojskową pilnującej via Appia. Po Rzymianach pozostał układ ulic, po Saracenach i Bizantyjczykach raczej nic, po Caettanich twierdza i dwa kościoły. Po Żydach zostało getto i synagoga, której nie udało mi się znaleźć. Pociągnęliśmy prostymi jak drut rzymskimi ulicami, pooglądaliśmy wypłowiały koloryt tynków i posłuchaliśmy ciszy. Oddychaliśmy historią. Z przeszłości na ziemię ściągnęło nas centrum miasta. Tłumy z kawiarni przeniosły się na schody przed kościołem. W delikatesach tłok. Oblegana szopka bożonarodzeniowa przypominała tort z tiramisu i karuzelę jednocześnie. Wirował święty Jozef, kręciła się wokół osi Maria. Dzieciątku brakowało balonika nad głową. A wszystko pod kopułą przybranej kawowo-kremową pianką.

Weszliśmy do katedry. Przy wejściu pomachały do nas srebrne popiersia dwóch biskupów. Nie przedstawili się, ale z twarzy przypominali młodszego i starszego Januarego patrona Neapolu. Pewnie byli relikwiarzami. Więcej nie dało się zobaczyć, gdyż wierni zaczynali schodzić się na modlitwę. Jakaś staruszka w czarnej chuście pomazała nogi Ukrzyżowanego wodą święconą i zaczęła z Nim dyskutować.


W sklepiku na obrzeżach getto poprosiłam o kanapki z salame i z prosciutto. Pan wyciągnął z lodówki kulki mozzarelli i dał nam na spróbowanie. Miejscowa, pochwalił się. Tak oto, nadal będąc w Lacjum, przypominaliśmy sobie klimat Campanii.

ano do wkładania łapek. Na to projektant Arco nie wpadł. A podobno taki mądry był :-)
Styczeń 2011; Fondi, ulica w getto. Nad wejściem powieszono tajemniczą tablicę z przedziwną opowieścią. Nie znam tego języka, więc i hieroglifów odczytać nie potrafię. Czy to z okazji świąt Bożego Narodzenia? A może Karnawału?  Lub ktoś kupił kuter rybacki?
prawdziwy aceto balsamico, czytaj Tradizionale, jest gęsty, brązowo-brunatnego koloru. Jedni porównują go z wyglądu do syropu, ja do rzadkiego smaru do silnika. Kolor i konsystencja się zgadza. Pachnie jednak inaczej; i choć jest octem 6%,  to nie wierci w nosie tak jak ocet winny. A smak? Słodki, ale nie lukrowy; kwaskowy, ale nie kwaśny; gęsty, prawie oleisty, więc przykleja się do języka. I długo jeszcze czuje się suszoną śliwkę, wiśnie, orzechy, żywicę, przyprawy korzenne i jałowiec. I, tak jak w przypadku win, są różnice smakowe między balsamico od różnych producentów.

Jeśli nie stać na Tradizionale, a chciałoby się liznąć produktu, to sprawa jest skomplikowana. Krótko mówiąc: świat Aceto Balsamico di Modena to burdel. Konsorcja nie umieją się dogadać. I wygląda na to, że jeszcze długo się nie dogadają, gdyż najstarsze consorzio stoi na straży tradycji; młodsze wydaje się stać na straży nazwy "tradizionale" i walczy o złagodzenie reguł przyznawania odpowiedniego tytułu.


I w sumie wszystko uchodzi 
we Włoszech oznakowania 'w stylu tradycyjnym' użyć nie wolno, ale na innych rynkach już takich ograniczeń nie ma. Tak więc oprócz słodzonego karmelem octu winnego po 4,99 za litr (specjalistą od tej metody produkcji wydaje się być Ponti), jest też Aceto Balsamico di Modena w "stylu tradycyjnym" :-) oraz  balsamico znakowane cyferkami - nie wiem czy istnieje oznakowanie <10, ale widziałam na półkach w delikatesach Aceto Balsamico z liczbami 12 i 18 na nalepce - zdającymi się sugerować wiek danego octu. Oczywiście jest to jedynie chwyt marketingowy, gdyż drobny druk tłumaczy iż chodzi o stopień wartości smakowych (cokolwiek miałoby to oznaczać). Są też  balsamico znakowane listkami (najlepszy produkt ma 4 listki winogronowe). Te oznakowania przyznaje organizacja Assaggiatori Italiani Balsamico. Wszystko byłoby jak najbardziej w porządku gdyby znakowanie było obiektywne, czyli oparte na porównywaniu produktów różnych producentów. Tymczasem wyroby Mazzetti porównywane są między sobą, a nie ze znacznie lepszym balsamico od Fini. Tak więc cztery listki od Fini będą lepsze od 4 listków Mazzetti a te z kolei przebiją cztery listki De Nigris.

jest jeszcze condimento
to aceto balsamico, które Tradizionale jeszcze nie jest, ale mógłby ewentualnie być gdyby producent potrzymał  je w baryłkach znacznie dłużej, czyli powyżej 12 lat. To optymistyczna wersja. Ale z równym powodzeniem Condimento Balsamico nigdy nie stałoby się Tradizionale, gdyż produkt początkowy nigdy nie był wystarczająco dobrej jakości, bowiem w świecie octów balsamicznych nietradycyjnych, nie ma ustalonych zasad gry. Jeśli condimento wyprodukuje solidna firma (na ogół mały producent Aceto Balsamico Tradizionale) to, choć bez głębi i koncentracji smaków, będzie to bardzo dobry produkt. Ale condimento balsamico może też być octem winnym wymieszkanym z lukrem.

caveat emptor czyli co robić :-D
  • przede wszystkim sprawdzać nalepki, czytać napisy na butelkach, zwłaszcza jeśli chcesz kupić balsamico w cenie powyżej 10 euro za 250 ml.
  • Można też pojechać w okolice Modeny lub Reggio Emilia i kupić zapas condimento od producenta AB Tradizionale (z ogólnodostępnych podobno Accademia Barilla ma dobre) lub 
  • kupić przeciętny ocet balsamiczny, wlać go do garnka i redukować, aż uzyskasz gęsty syrop. Trzeba tylko pamiętać, aby nad tym stać i ciągle mieszać. Cukier w najtańszych octach balsamicznych lubi się przypalać.
Jeśli ocet balsamiczny tradycyjny, czyli Aceto Balsamico Tradizionale (di Modena lub  di Reggio Emilia) DOP, to od producenta, pamiętając że affinato będzie tańszy od extra vecchio. I że trzeba się liczyć z wydatkiem od 40 euro wzwyż (tyle płaciłam za 100 ml affinato). Nie wiem też czy jest różnica w cenie między produktem z Modeny a z Reggio Emilia. Natomiast konia z rzędem temu, kto znajdzie listę producentów zrzeszonych w konsorcjum ABTM. Lista producentów w Reggio Emilia jest dostępna tu, zaś konsorcjum Tutela ABTM podaje adresy członków na własnej stronie


Przypominam: Aceto Balsamico Tradizionale zajmują się w Modenie dwa konsorcja: "stare" Consorzio Aceto Balsamico Tradizione di Modena (ABTM) i "nowe" Consorzio Tutela Aceto Balsamico Tradizionale di Modena (TABTM); oprócz tego jest jeszcze Consorzio Aceto Balsamico di Modena (CABM), odpowiedzialne za ocet balsamiczny nietradizionale, czyli oznakowany IGP.
to prawdziwe, czyli tradizionale, dojrzewające w beczułkach na strychu producenta.

robimy
z winogron typu trebbiano lub lambrusco. Dojrzałe winogrona trzeba zebrać, pognieść, a uzyskany moszcz gotować w kadzi aż zgęstnieje.

Przestudzony moszcz wlewa się do beczek. Dużych beczek. Jak dużych, zależy od upodobania producenta. Z jakiego drewna są beczki też leży w gestii producenta, choć raczej zaczyna się od beczki z drewna porowatego, które będzie dobrze robiło parowaniu. Popularny jest więc kasztan. W beczce pozostawia się trochę octu z poprzedniego cyklu produkcyjnego, gdyż kultury octowe skądś się muszą wziąść. Dziurkę do wlewania zakrywa się gazą (muchy nie są mile widziane), beczka trafia na strych i zaczyna parować.

przelewamy z większego do mniejszego
w miarę parowania, a więc i zagęszczania octu oraz koncentracji smaków, ocet wędruje z z większej do mniejszej beczki, za każdym razem zrobionej z innego drewna (to w celach smakowych) aby zakończyć w baryłkach kikunastolitrowych wykonanych z twardego - czyli nieporowatego - drewna, najczęściej dębu. A potem to już przelewa się do butelki, a właściwie buteleczki, bo trudno za butelkę uznać coś co mieści w sobie 100 ml płynu.

tajemnica
producenci nie powiedzą ci jakich beczek używają, gdyż drewno ma wpływ na bukiet octu. Niechętnie też dyskutują o proporcjach lambrusco do trebbiano. A już na pewno nie wyjawią ile lat ma balsamico. Przede wszystkim dlatego, że trudno ocenić wiek czegoś ciągle dolewanego do czegoś starszego (beczki nigdy nie są opróżniane do końca: dopełnia się je jedynie płynem z beczki większej, a więc młodszej w hierarchii). Dlatego też na nalepkach Balsamico Tradizionale nie wolno podawać dokładnego wieku octu, a tłumaczenie, że aceto balsamico ma 20-30 lat jest tak samo precyzyjne, jak twierdzenie, że mam około trzydziestki.

historia
nikt nie zna pochodzenia octu balsamiczego. Coś się pobąkuje o rodzie d'Este, ale podejrzewam że z tym rodowodem d'Este jest tak jak z historią włoszczyzny, którą miała do Polski przywieźć Bona. Ładnie brzmi, prawdą nie jest, ale od czasu niedouczony pismak dla portalu kulinarnego czy niedorobionego czasopisma kulinarnego wygrzebuje takie kwiatki i sprzedaje jako prawdę.

Ocet z moszczu winnego produkuje się w innych regionach, do luksusowych towarów zalicza się coś nazywane mosto cotto, popularne na południu Włoch, wymieniane bardzo często jako składnik tradycyjnych przepisów, a którego do tej pory nie udało mi się upolować ani w sklepie ani w trattoriach sprzedających lokalne wyroby.

różnica tkwi w butelce
Aceto Balsamico Tradizionale produkują dwa miejsca: Modena i Reggio Emilia. Każde z miast ma swoją butelkę: ta z Modeny jest przysadzista, bańkowata, z długą szyjką. Ta z Reggio Emilia jest bardziej wyciągnięta, mniej pękata, z krótszą szyjką.

Aceto Balsamico Tradizionale di Modena dzieli się na młodsze affinato (biały kapturek na główce) i na mocno wiekowe extra vecchio ze złotą czapeczką.  Affinato z Reggio jest znakowany karmazynem, złotem dla extra vecchio. Reggio ma jeszcze klasę pośrednią, czyli vecchio, znaczoną srebrnym pazłotkiem :-) Oczywiste jest, że na każdej butelce powinna być banderola w odpowiednim kolorze, podająca numer producenta.

i popraw mu butelką
od kiedy Aceto Balsamico Tradizionale uzyskało status DOP, w regionie zaczęło się gotować nie tylko mosto, ale i wśród producentów.

Od lat za przyznawanie znaczka Tradizionale odpowiadało consorzio, które sprawdzało jakość balsamico i decydowało kto dostanie pozwolenie na nazwanie balsamico tradizionale. Odpowiednie organa próbowały (blind tasting) i wydawały opinię. Podobno znajomości nie było. Tych konsorcjów Modena miała trzy, w roku 2010 liczbę zredukowano do dwóch. Na dzień dzisiejszy jest stare konsorcjum zwane Consorzio Produttori Aceto Balsamico Tradizionale di Modena i jest nowsze Consorzio Tutela Aceto Balsamico Tradizionale di Modena. Podobno konsorcja nie były się w stanie dogadać co do określania kryteriów dobrej jakości. Piszę 'podobno' bo właściwie trudno się połapać o co poszło, choć wieść gminna niesie, że nowe konsorcjum powstało gdyż producentom zależało na złagodzeniu regulaminu przyznawania oznakowania Tradizionale. Czy tak było naprawdę, trudno orzec. Wiadomo jednak, że w nowszym konsorcjum zaczyna się następna zadyma: drobnica producencka zarzuciła Consorzio Tutela iż w swoich decyzjach faworyzuje wielkich producentów.

Jest na scenie też inna organizacja: l'Associazione degli Esperti Degustatori di Aceto Balsamico Tradizionale di Modena (w skrócie AED ABTM). Ma za zadanie kształcenie kadr i promocją Aceto Balsamico Tradizionale di Modena. Jak dalej sprawy się potoczą trudno ocenić. Chodzi bowiem o wielkie pieniądze.

1,2,3
Modena ma 100 zrzeszonych producentów rozlewających balsamico do 50 tysięcy butelek (100 ml butelek), w Reggio jest 60 producentów i 25 tysięcy butelek.  Aceto Balsamico Tradizionale sprzedawane jest po 100-500 euro za 100 ml. Można więc sobie policzyć o jakie pieniądze chodzi i jak bardzo korzystne finansowo byłoby poluzowanie zasad przyznawania znaczka Tradizionale.

50% produkcji balsamico kontroluje Wielka Trójka: Ponti, de Nigris, Monari Federzoni.

ładna tradycja
aby nie pozostawić nieprzyjemnego smaku, chciałabym opowiedzieć o modeńskiej tradycji. Otóż z okazji urodzin, dziadkowie kupują beczkę z nowym octem balsamicznym. Beczka pozostaje u producenta, który przelewając z większej w mniejszą, tworzy aromatyczny prezent na 18.urodziny. W dorosłe życie młody człowiek wchodzi więc z własną kolekcją butelek Aceto Balsamico Tradizionale di Modena. Jeśli będzie dobrze gospodarował i używał zakraplacza to ma zagwarantowane, że jest ustawiony w balsamico na całe życie.


O korzyściach płynących ze złagodzenia zasad przyznawania znaczka Tradizionale i co z tego wynika dla konsumenta opowiem pojutrze.

korzystałam z informacji z:
w tej chwili cieplej jest w Bawarii niż w Lacjum. Annamaria mówi mi, że mają 18°. A ja jej na to, że wczoraj to my mieliśmy 25°. Czy w takim razie napewno chcę  jechać do Ginestry w przyszłym tygodniu?

strzelanina w Alphen aan den Rijn. Sześć osób nie żyje, w tym morderca, dwunastu rannych, czterech bardzo ciężko. Morderca, mężczyzna w wieku ok. 25 lat, przespacerował się po centrum handlowym, strzelając z broni automatycznej.

10 lat temu czasami jeździliśmy do Alphen aan den Rijn na ciastka do cukierni belgijskiej.

Holenderskie NOS i Wyborcza na temat.
Czy samo piękno wystarcza? Czy patrząc na architekturę kościołów w Norymberdze powinniśmy pamiętać, że jeden z nich (NPM na Hauptmarkt) powstał na fundamentach spalonej w czasie grudniowego pogromu synagogi?  I że w ciągu dwóch dni spalono całe getto i ponad 600 jego mieszkańców? I czy istotne jest to, że miało to miejsce ponad 800 lat temu?

Czy wojenne, prawie całkowite, zniszczenie Norymbergi wymazało ten grzech i grzech Praw Norymberskich określających kto Żydem jest?

A jeśli czyste piękno wystarcza to czy zbombardowanie pałacu arcybiskupiego w Würzburgu jest zbrodnią przeciwko ludzkości? Tak stwierdziła pewna starsza pani, oglądając zdjęcie wybebeszonego zabytku. A mnie wyrwało się: zbrodnią to jest wywołanie wojny. Nie wiem, czy mnie zrozumiała....

Freski Tiepolo w pałacu są przepiękne i świeżo odrestaurowane. O Tiepolo w przyszłym tygodniu. Bez obrazków. Bo wnętrza pałacu fotografować nie wolno....
jeśli się słyszy, że mury budowali cyklopi to najpierw sprawdza się na mapie jak daleko do tych murów jest, a dopiero potem pyta z głupia frant: a którzy cyclopi? Skończyło się bowiem lekturę Mitologię Greków i Rzymian Kubiaka i nadal się pamięta, że były dwa gatunki cyklopów. Jeden, szlachetny, mało liczny, ale za to parający się rzemiosłem czyli wykuwaniem błyskawic dla Jowisza, oraz drugi, liczebny i podły, wypasający się dziko na halach sycylijskich.


Oczywiście, że to z tymi cyklopami to bajka. Ale akurat bajki łatwiej ogarnąć. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, zwłaszcza gdy jest się laikiem z minimalną wiedzą na temat plemion zamieszkujących Italię w czasach, gdy Rzym jeszcze nie był Rzymem, Grecy nie stworzyli Magna Graecia, ba...Etruskowie dopiero zaczynali swoją ekspansję. Otóż w tamtych bardzo dawnych czasach mieszkały w Italii plemiona budujące mury z bloków wapiennych i kalcytowych (czy wapień to rodzaj skały kalcytowej czy też osobny gatunek, już mi się sprawdzać nie chciało), ale bez zaprawy. Na początku układali bloki nieobrobione, a dziury zatykali kamienną drobnicą,  później zaczęli kamienie obrabiać, więc i ściany zrobiły się gładsze.

Do tego momentu sprawa jest raczej prosta. Komplikuje się jednak w momencie, gdy ktoś chce się dowiedzieć jak zwali się budowniczowie. Otóż ustalono, że za cyklopowe mury w Lacjum odpowiedzialne jest plemię Herników, które zamieszkiwało obszary odpowiadające terytorium obecnej Ciociarii i prowincji Latina. Hernikowie żyli długo i szczęśliwie, negocjowali jak równy z równym z Latynami i dotrwali do czasów rzymskich. Podobno brali udział w Wojnach ze Sprzymierzeńcami (po stronie Sprzymierzeńców domagających się  obywatelstwa rzymskiego) w latach 91-88 p.n.e., ale milczy o nich Polibiusz, opisujący plemiona dostarczające wojowników w roku 225 przed Chrystusem. Czyżby więc Hernikowie byli zasymilowani i należeli do luźno pojętej konfederacji plemion Latyńskich? I skąd przyszli? Z  Półwyspu Peloponeskiego? Mury cyklopowe są też w Mykenach. Czyżby więc plemiona hernickie byłykuzynami Pelasgów?

Powiem krótko: cholera ich wie. Nie pozostawili po sobie ani literki. A jeśli pozostawili, to myśmy jej jeszcze nie odkopali. Pewnie zagrzebali jak kamień węgielny pod fundamentami cyklopowych murów. A tego nikt przy zdrowych zmysłach ruszać nie będzie. Cyklopa do tego trzeba :-)

Jedzcie do Ferentino lub Veroli, Anagni lub Norba, do Sora lub Arpino, Segni lub Cori lub Sezze. Wszędzie cyklopowych murów pełno. 




Warto jednak pojechać do Alatri (na zdj.): mury w dobrym stanie, zachowały się nawet megalitowe bramy z kamiennymi nadsłupiami. A i miasteczko przyjemne. Jedyny problem to parkingi, za które trzeba płacić, bilety kupuje się w kioskach (chociażby tych z napisem tabacchi), ale trzeba wiedzieć jak długo zamierza się chodzić po miasteczku.
od kiedy zleźliśmy z drzew i udoskonaliśmy narzędzia dzięki którym możemy formować materiał oraz sąsiadów, próbujemy tworzyć ideały. W Italii miastem idealnym miała być Pienza, fortecą - Palmanova, a poradnik jak zostać władzcą idealnym napisał Macchiavelli rozpoczynając tym samym trend trwający do dziś: jak jeść by schudnąć i jak być idealnie szczęśliwym.

Gdy na północ od Alp walczono o idealną religię, która miała zastąpić wcześniejszą religię uniwersalną, w Rzymie powstawał styl idealny oddziaływujący na wszystkie zmysły. Styl idealny bardzo się spodobał; i nie tylko we Włoszech. Zaczęto tworzyć. Tak powstało idealne miasto Eichstätt i podwaliny pod klasztor Wessobrunn.


O ile miasto wybudowano, to idealny klasztor pozostał w sferze planów, zwłaszcza gdy historia się przetoczyła i zamiast zajmować się idealnym klasztorem zaczęto pobąkiwać tu i ówdzie o idealnym społeczeństwie. A gdy w końcu zabrano się za modelowanie idealnego obywatela i wciskania go do idealnego społeczeństwa to, niestety, modelem nie był idealny barok a starożytność i nie absolutyzm oświecony a klasyczny zamordyzm;  projekt przerabiano w wielu krajach, między innymi we Włoszech. Włosi, jak sami to przyznają, do kompleksowych projektów przerabiania społeczeństwa nie mają głowy. Cesarstwo rzymskie bis nie powstało.



Po idealnym mieście Eichstätt można się przespacerować; Pienza i Palmanova też nadal istnieją, a plany idealnego klasztoru można obejrzeć w klasztorze Wessobrunn, gdzie wiedziano, że na stworzenie miejsca idealnego potrzeba przyziemnej kasy. I w taki sposób powstały wessobruńskie warsztaty rzemieślnicze, które produkowały sztukaterię. I tak oto  mamy w Bawarii barok włoski (reprezentowany m.in. przez kościół św. Kajetana w Monachium i katedrę w Pasawie) oraz miejscowy femomen, czyli barok wessobruński, rozpoznawalny po wyszukanych i abstrakcyjnych formach roślinnych oraz po zieleni przecudnej urody, zwanej zielenią wessobruńską. Ja nazywam ją kolorem alg obrastających źle wyczyszczony basen. I nadal wolę barok włoski.


Na zdjęciach:
  • Marzenie idealne: wnętrze klasztoru Wessobrunn
  • Światło idealne (zaczynając od góry i zawsze od lewej strony): zdjęcie nr 1, 3 i 4: Eichstätt, zdjęcie nr 2 i 5: Würzburg, zdj. nr 6 Norymberga

do takiego wniosku doszliśmy rozlewając wczoraj resztę wina do kieliszków. Pogoda była piękna, balkon obszerny, a komary jeszcze nie wymyśliły, że można zacząć gryźć. Wznieślimy więc toast za ciężkie życie  sycylijskim Corvo. Potem przenieśliśmy się do Toskanii i gospodarz wyciągnął na stół  Cum Laude (mieszanka cabernet sauvignon-merlot-sangiovese-syrah)i dostawił Syrah dla porównania (obydwa od Castello Banfi, rocznik 2006). A gdy już się mi wydawało, że nie może być lepiej (Cum Laude smakowało nam bardziej niż Syrah: piękny śliwkowo-porzeczkowy bukiet, lekki posmak świeżej wiśni i jeżyny, powiew dymu etc), Peter polał Vin Santo od Castello di Cacchiano. Gambero Rosso pisze, że Cacchiano ma lepsze wino. Ja nie wierzę. Jak może być coś lepszego od TEGO vin santo? A ja vin santo nie lubię raczej, ale jestem gotowa jechać do Gaiole in Chianti (Toskania!) po kilka skrzynek (jeśli tylko Master Card zniesie takie obciążenie...).  JC ofiarował się, że ze mną pojedzie. A po drodze wstąpimy do Alto Adige (wioska Magreid) po Corolle 2005 Cason Hirschprunn Alois Lageder, gdyż nim zakończyliśmy wieczór, a właściwie poranek. Do łóżek rozeszliśmy się o drugiej nad ranem, żałując że mamy tylko po jednej wątrobie........

Castello Banfi
loc. Sant'Angelo Scalo
Castello di Poggio alle Mura
Montalcino


Castello di Cacchiano
fraz. MOnti in Chianti
loc. Cacchiano
Gaiole in Chianti
e-mail do Cacchiano
Aniołek na linie w Ottobeuren (a może Benedictbeuern), Bruno tańczący na drzwiach w Ginestra i na monitorze w Wasserburgu
Powered by Blogger.