Na kalendarzu jeszcze marzec, a już w czerwcu siedzę. Marzę o Sycylii, na którą jedziemy z Annamarią i Stefano. Będzie to nasza podróż dziewicza, gdyż nigdy nie byliśmy razem na urlopie. Niie wiemy jak się będziemy dogadywać (nie tylko od strony językowej) i jak pójdzie wspólne zwiedzenia. Zwłaszcza że nie wypracowałam w sobie wspólnotowego podejścia do zwiedzania. No więc trochę się martwię. Ale tylko trochę, bo na martwienie się nie mam zbytnio czasu. Do 10 czerwca zostało tylko jakieś 70 dni, a do przeczytania dwie przyczepy książek. Choć część lektur wymaga jedynie odkurzenia, ewentualnie doczytania sycylijskich detali, tak wiele z nich to pozycje nowe. Więc też się martwię, bo jeśli cesarstwo z braku gwóździa upadło, to tym bardziej podróż na Sycylię może źle się skończyć z braku wiedzy o strattu* czy też o tym co wydarzyło się w Portella della Ginestra**



  • Sweet Honey Bitter Lemons. Travels in Sicily (o tej książce jeszcze napiszę, a jeszcze konkretniej - przetłumaczę fascynujące mnie fragmenty), Matthew Fort
  • In Sicily (też fragmenty do przetłumaczenia), Norman Lewis
  • Honoured Society, The Sicilian Mafia Observed. Norman Lewis
  • Mafia Republic, John Dickie
  • Cosa Nostra, John Dickie
  • Midnight in Sicily, Peter Robb (wydana w Polsce jako Sycylijski Mrok)
  • Between Salt Water and Holy Water, a History of Southern Italy, Tommaso Astarita
  • Last Leopard, David Gilmour (tytuł polski Ostatni Lampart)
  • Lampart, Giuseppe Tomasi di Lampedusa
  • Włoska Podróż, J. Goethe
  • Italian Ways, T. Parks
  • Italy and Its Discontent: from 1980 to 2001. Family, Civil Society, State, Paul Ginsborg
  • Made in Sicily, Giorgio Locatelli (przy okazji obejrzeć Sicily Unpacked, kulinarną i kulturalną podróż Giorgio i Andrew Graham-Dixona po Sycylii)
  • 10 odcinków Il Commisario Montalbano. filmowanego w Modice, do której nie pojedziemy, ale którą mamy na osobistej liście miast do zwiedzenia, więc odwiedzimy ją w przyszłym roku.
Na szczęście dla mnie i moich planów czytelniczych, do Ginestry jedziemy już 12. kwietnia. Bez dostępu do telefonu i internetu powinnam mieć czas na przeczytanie większości książek z listy, nawet jeśli pojedziemy do Canosy di Puglia na wielkopiątkową procesję. Procesja w Canosie zaplanowana jest na 17:30, więc może jeszcze procesja w Molfetcie? Ta zaczyna się o 15:30. Tylko, że wrócić musimy jeszcze w sobotę, bo trzeba wielkanocną pizzę odebrać w Castelnuovo di Farfa i przygotować się na niedzielny obiad albo w Da Alvero, albo u Annamarii.

Dużo tego? Tak jakby. Ale chyba przetrwamy tę próbę. Nie raz przerabialiśmy już przyspieszenie wiosenne :)

======
*strattu to sycylijski koncentrant pomidorowy, słodkawy i aromatyczny koncetrowany na słońcu raczej niż w gotowaniu  i, jak twierdzi Giorgio L. w Sicily Unpacked, nieodzowny składnik udanej caponaty.
** masakra miejscowych chłopów (11 zabitych, 27 ciężko rannych) udających się na wybory. Masakry dokonał w 1947 roku rozbójnik Salvatore Giuliano. Po odtajnieniu dokumentów 50. lat po masakrze okazało się, że Giuliano działał na zlecenie właścicieli ziemskich, mafii i chadecji, obawiającej się wygranej socjalistów. Resztę dopowiem po przeczytaniu książek.


Ze Stefanią były jedynie due chiacchiere. Ja wjeżdżałam do Ginestry. ona wyjeżdżała z nowym narzeczonym. Więc tylko szybkie zdzwonimy się jeszcze. Buziaczki.  Nawet twarzy narzeczonego nie zauważyłam.

O Enzo, narzeczonym, którego twarzy nie zauważyłam, opowiedziała mi Annamaria przy szybkiej kawce. A więc Enzo jest z Neapolu, chce przeprowadzić się z mamą do Ginestry, ale nie do mieszkania Ste', tylko chce coś wynająć. I tak w sobotnie popołudnie, przy espresso,  ucięłyśmy sobie quattro chiacchiere.




Enzo poznałam tydzień później. Stefania zaprosiła nas na due spaghetti. Czyli spaghetti con aglio, olio e peperoncino o północy. Gotował Enzo. I wtedy Enzo ofiarował się, że będzie naszym Cicerone po Neapolu. A my od razu się zgodziliśmy, gdyż zawsze chcieliśmy zobaczyć Neapol okiem Neapolitańczyka, którego ojciec pracował w barze przy Piazza Dante.

Zapytałam Eli czy due spaghetti to zawsze musi być spaghetti. Spaghetti nie jest obowiązkowe, ale pasta tak. Porządny Włoch nie zrobi due spaghetti z bruschettą lub podgrzaną minestrone.



Nie mogę się ogarnąć. I jak tak dalej pójdzie, to nie dotrzymam terminu, zdjęcia nie pójdą do druku, obrazów poczta nie dostarczy na czas, czyli grozi mi dojście do ściany, dalej już tylko przepaść i zgrzytanie zębów, a więc vado a carte di quarantotto.  Jest to określenie nadzwyczaj trafne, gdyż zastąpiło wcześniejsze pójście do diabła (mandare/andare a diabolo). w roku 1799 diabłem okazali się być sąsiedzi, wyrównujący porachunki składając donosy do Kardynała Ruffo, który, po powrocie Burbonów do Neapolu, przeprowadzał egzekucje zwolenników republiki. Egzekucji było setki, ale 48. osób, podobno przypadkowych, nie udało się pojmać. I właśnienazwiska tych 48. osób pojawiły się na liście gończym, vanno (od andare) a carte di quarantotto.

Quarantotto, czyli wiosna ludów we Włoszech, Bawarii i Belgii

Nie mogę się ogarnąć. Porozkładane na stołach książki, sterta wycinków z gazet na podłodze, swetry na krześle, koszule i bluzki do prasowania, dywan do wytrzepania, kwiaty do wazonu, wazon do umycia, jedna doniczka z kiełkującą cebulą, druga z ziemniakiem puszczającym pędy, pudełka z filmami i pudełka po książkach. To objawy przesilenia wiosennego :), zwane przez grzecznych chaosem, a przez niegrzecznych burdelem na kółkach, czyli mówiąc po włosku (essere) un quarantotto (czterdzieści osiem).

Mamy dzisiaj 19. marca, a więc wczoraj rozpoczęły się rozruchy w Mediolanie: miejscowi rzucali kamieniami w Austriaków, Austriacy strzelali, w końcu nie wiadomo było kto za kim, kto do kogo, kto z kim walczy, i o co. A że było to w roku 1848 stąd też i wernakularne określenie: essere un quarantotto. Być czterdzieści osiem. Wiosna Ludów. Mediolańskie przesilenie wiosenne.

======
I jeszcze: etymologię andare a carte di quarantotto podaję za L'Accademia della Crusca (tu link do strony). Większość znalezionych w sieci źródeł przyjmuje, że wszystkie związki frazeologiczne z quarantotto pochodzą od roku mediolańskiej Wiosny Ludów.
W Mozarteum koncertował Włoch. W składzie Orkiestry 1765 najwięcej było polsko brzmiących imion i nazwisk. Na ulicach Starego Salzburga słychać więcej włoskiego niż niemieckiego. A na moście dla pieszych zagościły kłódki. Rzymska lucchettomania trafiła więc i do Salzburga.


Na placu przed katedrą na złotej planecie stał Mały Książę w wieku przedemerytalnym. Natomiast w restauracji Triangel (polecam tak dania główne jak i desery) rządził slow food. W wersji austriackiej.

====
Restaurant Triangel
strona internetowa,
Wiener Philharmonikerg. 7
A-5020 Salzburg
 tel. +43-662-84 22 29
od wtorku do soboty: 12.00 - 24.00

Radicchio z Treviso najlepiej smakuje z grilla, skropione oliwą i posypane gruboziarnistą solą. Inny specjał Treviso, Giuliano Carmignola, dobry jest z dysku, ale najlepszy na żywo, nawet wtedy, gdy ciągnąc smyczkiem po stradivariusie, ciągnie barokowy dzwonek komórki Nokii, czyli Cztery Pory Roku Vivaldiego.
Treviso od najsmaczniejszej strony

W ubiegłą sobotę byliśmy w Salzburgu, właśnie na koncercie Carmignoli, ale ponieważ nie wypracowałam języka pisania o muzyce i czytanie nut nadal idzie mi kiepsko, więc omawiania ritornelli, arpeggi i tremoli nie będzie. Będzie natomiast o narodowości.


Z programu koncertu dowiedziałam się, że Vivaldi - z racji miejsca pochówku - był prawdziwym Austriakiem. Pochowano go w Wiedniu -  i nie tak, jak Mozarta, w mogile zbiorowej - a na cmentarzu w pobliżu Karlskirche. Cmentarza już nie ma, stoi na jego miejscu politechnika. Dom, w którym Vivaldi zmarł, został wyburzony sporo lat temu by na jego fundamentach wybudować Hotel Sacher. Tak więc w Wiedniu Vivaldi niby jest, a go nie ma i co najwyżej można udawać, że duch rudzielca szwenda się między budową silnika a całkami, lub podaje kawałek tortu czekoladowego. Najlepsze szczątki Vivaldiego ma jednak Turyn, a nie Wiedeń, gdyż to na piemonckim, a nie austriackim, strychu znaleziono najwięcej rękopisów Vivaldiego.

Ponowne odkrycie muzyki Vivaldiego przypisuje się Fritzowi Kreislerowi, urodzonemu w Wiedniu muzykowi i wirtuozowi, który znany jest nie tylko z koncertu inspirowanego muzyką Vivaldiego, ale chyba przede wszystkim z kandencji koncertu skrzypcowego Beethovena, innego słynnego Austriaka....sam Fritz Kreisler, choć urodził się w Wiedniu,  był jednak Amerykaninem. Zmarł bowiem w Nowym Jorku ;)


Gdy się z miastem zna jak stare szkapy, gdy się wypiło z nim hektolitry duvela i strawiło kwintale muli z frytkami, to fotografuje się nie katedrę i Gravensteen, Patershol i Vrijdagsmarkt, a zakamarki i śmietniki.


Po tygodniu dreptania po Gandawie dotarło do mnie, że muszę mieszkać na stałe we Włoszech. Inaczej nigdy nie będę potrafiła znaleźć włoskich odpowiedników gandawskich klimatów. Moja psychoza podpowiada mi, że tego momentu nie będzie, bo do emerytury nie dożyję. A jak dożyję, to z dymencją, zapomnę więc jak się obsługuje aparat i komputer. A więc pozostajemy przy Gandawie inaczej i pocztówkach z Włoch.
Nareszcie, powie osoba z przerośniętym ego, ktoś mnie wysłuchał. Przecież mówiłam, doda znacząco, że TĘ książkę powinno się wydać.

Wydawnictwem z dobrym słuchem okazało się Czarne. Ego czuje się dowartościowane, choć czułoby się jeszcze lepiej, gdyby tłumaczenie właśnie jemu, a nie Januszowi Ruszkowskiemu,  zaoferowano :)

Dowody rzeczowe, na to, że ego, mimo bycia (albo z racji bycia) ego, nie jest gołosłowne i przy okazji walczy o prawdę, zwłaszcza gdy służy to autoreklamie, czyli Włoszczyzna o Neapolu x2:


Norman Lewis
Neapol '44. Pamiętnik oficera z okupowanych Włoch
tłum: Janusz Ruszkowski
Wydawnictwo Czarne
planowana data premiery: 10. marca br.

Nie umiem powiedzieć JAK czyta się tłumaczenie, ale oryginał polecałam trzy lata temu i polecam nadal. To  książka do której się wraca.

Drogie Wydawnictwo, gdyby Wydawnictwo potrzebowało podpowiedzi, to warto jeszcze przetłumaczyć In Sicily tego samego autora.
'Nasze Lacjum' jakoś nie uwzględniało  do tej pory Castelli Romani: nie lubimy ich win, do Castelgandolfo nas nie ciągnęło, nie specjalnie interesowało Frascati. Po dobrą porchettę do Ariccii jechać też nie musieliśmy, gdyż kupić ją można z przydrożnych budek. Ale w końcu wybraliśmy się do Grottaferraty obejrzeć klasztor.


I tak jest Nilo, święty niekoniecznie znany, pochodzący z należącej do Bizacjum Kalabrii, choć pierwsi zakonnicy mieli przeprowadzić się do Grottaferraty z klasztoru Serperi (okolice Gaety). Sam Nilus to założyciel zakonu Bazylianów, a więc klasztor - nadal do nich należący - jest mieszkanką wpływów sztuki katolickiej i bizantyjskiej. Bizantyjski jest ikonostas, najstarsze freski i mozaiki, katolicka - kaplica Nilusa i herby papieskie: della Rovere i Farnese. Te ostatnie widocznym dowodem, że klasztor z jakichś powodów (a może tylko ze względu na położenie?) cieszył się wsparciem papieży: kaplicę Nilusa ufundował papież Farnese. Krużganek, uważanego za dzieło Giulliano da Sangallo (ten od Loreto), finansował kardynał Farnese i papież de Medici, czyli Pius IV, który również otoczył klasztor nowymi murami obronnymi. I jeśli o papieżach mowa: czy renesensowa kaplica z herbem Farnese to dowód na wsparcie papieża Piusa IV, Pawła III, czy może jedynie kardynała Farnese? Herb della Rovere (i alegoria wspaniałych czynów przedstawiciela rodu) to Sykstus IV? Czy może Juliusz II? Obydwaj przecież należeli do tego samego rodu...


Chciałabym klasztor obejrzeć z dobrym przewodnikiem w ręku, który uporządkuje mi chronologię, poustawia papieskich fundatorów i potwierdzi, że freski wyglądające na dzieło Caracciego zostały rzeczywiście przez niego namalowe. Potwierdzi, że kaplica po prawej stronie bazyliki to pozostałość po najstarszej części klasztoru, pamiętającej czasy Nilusa; i wytłumaczy, jak dojść do katakumb, które - podobno - odkryto rekonstruując którąś (którą?) część klasztoru, przy okazji pisząc, kto jest autorem rzeźby na dziedzińcu? Skąd wzięła się w klasztorze ikona Matki Boskiej Theotokos z XII lub XIII wieku? I czy można wejść do biblioteki, która ma podobno wspaniałe zbiory manuskryptów i starodruków?


Na szczęście mieliśmy szczęście :): do ogrodów klasztornych wpuścił nas idący do biblioteki mężczyzna, który polecił dokładne obejrzenie lapidarium i wspomniał, że klasztor wybudowano na fundamentach willii rzymskiej.


===
Adres: Abbazia di San Nilo, Corso del Popolo 128, oczywiście Grottaferrata

kilka uwag: wycieczki z przewodnikiem w soboty i niedziele lub po uprzednim umówieniu (nie widziałam jednak by wycieczka wchodziła do ogrodu przyklasztornego). Na terenie jest sklep, ale - jak tytuł notki wskazuje - był zamknięty, nie widziałam też tabliczki z godzinami otwarcia. Ogród przyklasztorny i krużganek: w czasie naszej wizyty brama była zamknięta. Brakowało kartki z godzinami otwarcia, więc zwiedzanie może być ograniczone. Ale warto postać pod furtką w nadziei, że ktoś pozwoli wejść

oficjalna strona klasztoru
Bazylianie
Pius IV, Juliusz II i Sykstus IV, Paweł III
Giuliano da Sangallo
Castelli Romani

Powered by Blogger.